Prosta komunikacja – skomplikowana kompetencja

Pracownicy chcą mieć dobrych szefów, a szefowie dobrych pracowników. W pracy spędzamy dużo czasu, zależy nam więc na tym, by ten czas spędzić dobrze, to znaczy wykonując zadania odpowiednie dla nas (nie wszystkie musimy lubić) i z ludźmi nam odpowiadającymi (również nie wszystkich musimy lubić).

Usłyszałam ostatnio, że ja to prawie wszystko wiem. Powiedziałam oczywiście, że to nie jest prawda i z ciekawości zapytałam skąd taki wniosek? W odpowiedzi usłyszałam, że stąd, że właściwie jakiego by ze mną tematu nie poruszyć, to choć trochę się w nim orientuję: od piłki nożnej po rolnictwo 😉.

Uśmiechnęłam się na samą myśl. Ja być może to i owo wiem, ale nie dlatego, że mam wiedzę, ale dlatego, że  NAUCZYŁAM SIĘ. A to dwie różne sprawy.

Czytam dużo książek i to w konkretnym celu. Szukam inspiracji i wiedzy na początku, a źródeł na końcu i to dopiero wtedy, kiedy sięgam po nie raz jeszcze. A pomiędzy jest najpiękniejsze i najciekawsze, czyli DOŚWIADCZANIE ŻYCIA.

Doświadczyłam i ciągle doświadczam różnorodności. Sama byłam w różnych życiowych i zawodowych rolach, na różnych stanowiskach, w małych miejscowościach i dużych miastach. Pomijając to, że sama na każdym etapie i w każdej roli miewałam różne postawy, to spotykałam też różnych ludzi na różnych stanowiskach, o różnych poglądach i postawach. I Ci ludzie doświadczali czegoś czasem zupełnie odmiennego niż ja, dzięki czemu mogłam się uczyć, dostrzegać ich kawałek świata i nauczyć się czegoś przydatnego dla siebie i o sobie.

Przez lata trochę się tego nazbierało. Każda polecona książka, wysłuchana piosenka i udzielona czasem krytyka były czymś, co wzbogacało mnie o doświadczenie, wzbogacało też mój zawodowy warsztat. Tego doświadczenia nie miałabym szans mieć, gdyby nie te osoby i te miejsca. Przez to może wiem więcej niż przeciętnie – nauczyłam się po prostu więcej. Nie nauczyłabym się tego z książek.

Różnorodność jest wymagająca, bo spotykam się z czymś, postawą/rolą/środowiskiem , którego nie znam. Innym niż moje. I niekoniecznie to mi się podoba.  I o ile w życiu prywatnym jestem sobą, to wychodząc do ludzi – w pracy szczególnie – staram się pokazać tylko to co dobre, wysoko oceniane, wyjątkowe. Bo ktoś może zauważyć, że mam słabości. Bo ktoś może ocenić, że jestem inna. Bo ktoś może skomentować moje odmienne poglądy. Bo ktoś może nie chcieć ze mną współpracować.

I tak szefowie ukrywają najbardziej autentycznych i najlepszych siebie przed pracownikami (nawet wtedy, gdy mają świadomość, że nie muszą być doskonali), a pracownicy ukrywają najbardziej autentycznych i najlepszych siebie przed szefami (również nawet wtedy gdy mają świadomość, że nie muszą być doskonali). I tak komunikuję się nie z kimś, tylko z jego pozorem – jego maską. Albo przestaję się komunikować w ogóle – wtedy wszyscy snują domysły.

Nie jestem idealna i też wolę, żeby mnie postrzegać lepiej niż gorzej. Jestem tylko człowiekiem. Ponadprzeciętne rezultaty zawodowe osiągałam jednak zawsze wtedy, gdy pozostawałam przeciętną sobą i mówiłam prosto, prawdziwie i z szacunkiem co myślę w danej sprawie, co mogę zrobić i dlaczego. Mądrzy szefowie doceniają takich pracowników, a mądrzy pracownicy doceniają takich szefów.  Dlatego wierzę, że tak dobra jest nasza zawodowa rola (niezależnie od stanowiska), ile jesteśmy w stanie tej własnej autentyczności, własnej charyzmy, własnej mądrości życiowej w nią wnieść. I to w tej wersji nieidealnej.

Przy różnorodności jest natomiast jedna trudność. Nie wiadomo jak rozmawiać i jak działać, bo ten drugi człowiek ma inaczej i może nie zrozumieć. Staram się więc mówić prosto, czyli w sposób:

– jasny (konkretny i bez aluzji),
– bezpośredni (tylko do tej osoby, a nie Wy to … a już szczególnie bez pośredników),
– zrozumiały dla tej osoby (z szacunkiem do niej, bez naleciałości charakterystycznych dla mojej branży, żargonu czy języka technicznego),
– a jak można albo trzeba, to również poprzez historie i analogie (by zilustrować mój punkt widzenia).

Autorka wspaniałej małej książeczki o asertywności Stanowczo, łagodnie i bez lęku Maria Król- Fijewska podkreśla poza tym – co jest bardzo prawdziwe – że choć łatwo mi korzystać z moich praw na moim terenie, to już w przestrzeni publicznej mogę myśleć, że jestem na obcym terenie. Otóż nie. W miejscach wymiany usług społecznych również jestem u siebie, bo jestem na tak zwanym terytorium wymiany społecznej i dotyczy to również miejsca pracy. Wiadomo, że na terenie pracy ścierają się różne interesy, różnych grup, jednak warto mieć nawet tam poczucie, że jestem u siebie i korzystać świadomie ze swoich praw do granicy, za którą rozciągają się prawa innych osób.

Mam do wykonania swoje zadania za konkretne wynagrodzenie. Więc jak mi ktoś ich wykonanie utrudnia, to staram się koncentrować na zadaniu zamiast na sobie, partnerze w pracy lub relacji między nami. A to daje tylko tyle, że zadania są po prostu realizowane.

Skupiam się na zadaniach, jestem sobą, jestem u siebie i mówię prosto – dobre efekty murowane.

Zdejmuję maskę, czerpię z radością z bycia w różnorodności z drugim człowiekiem.
A co jak odniosę sukces?
Uważaj o czym marzysz 😉