Jak zachody słońca

W środę byłam na konferencji w ramach mojej pracy.
Stałam z moimi kolegami, którzy akurat rozmawiali z kimś zainteresowanym naszym produktem, gdy nagle zobaczyłam znaną mi z rocznego programu rozwojowego, wspaniałą osobę.
Niewiele myśląc pobiegłam i uściskałam.
Kobieta zawahała się, bo nie od razu mnie poznała. Uściskała równie serdecznie, a następnie powiedziała, że musi iść, bo jest umówiona. Ucieszyłam się z tego spotkania tak serdecznie jak tylko potrafię – jak to ja. Wróciłam na swoje miejsce spotkania i usłyszałam: „Ale napadłaś tą babkę.”
Odpowiedziałam tylko, że napadłam, bo znam, podziwiam, cenię, jest dla mnie ważna, ale już chwilę później zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno nie przesadziłam, czy może nie za bardzo się ucieszyłam, czy może nie nazbyt serdecznie uściskałam, czy ona sobie tego życzyła, czy nie, itp., itd. Cóż – pomyślałam – co się zdarzyło to się zdarzyło, bo chciało się wydarzyć. Jestem sobą. I zostawiłam temat, bo nie miałam już innego, lepszego wyjścia.
Nie jest to jednak koniec historii, bo kobieta wróciła po spotkaniu, nastawiona serdecznie, ucieszyła się moją serdeczną „napaścią”, długo rozmawiałyśmy i wyniknęło z tego kilka dobrych kontynuacji.

Przeczytałam ostatnio bardzo wartościową książkę Carla Rogersa, który napisał między wieloma przefajnymi treściami i ten fragment:
„Nie boję się dawać i przyjmować pozytywnych uczuć, stałem się w większym stopniu cenić ludzi. Doszedłem do wniosku, że to dosyć rzadka umiejętność: na tyle rzadka, że nawet nasze dzieci kochamy po to, aby je kontrolować, nie zaś po to, aby je doceniać. Jednym z uczuć niosących najwięcej zadowolenia, a zarazem jednym z tych, które najbardziej przyczyniają się do rozwoju jednostki, jest – moim zdaniem – uczucie wynikające z cieszenia się drugim człowiekiem tak, jak cieszymy się zachodem słońca. Ludzie są równie wspaniali jak zachody słońca, kiedy tylko po prostu pozwolimy im byś sobą. Możliwe, że zachody słońca tak nas cieszą właśnie dlatego, że nie możemy ich kontrolować. Kiedy obserwuję zachód słońca, nie myślę: „Trochę złagodzić pomarańcz w prawym rogu i dodać trochę więcej fioletu u podstawy, a chmurom przydać nieco różu.” Nie robię tego. Nawet nie próbuję panować nad zachodami słońca. Po prostu podziwiam je z zapartym tchem. Jestem z siebie najbardziej zadowolony, kiedy potrafię cieszyć się moim pracownikiem, synem, córką czy wnuczkami właśnie w ten sposób.”

Ludzie jak zachody słońca.
My jak zachody słońca.
My wszyscy – doskonali w swojej niedoskonałości.