Pamiętam taki moment jak chodzę po deskach luźno rozrzuconych na podwórku. Na tym podwórku, na którym powstaje nasz nowy dom – dom moich rodziców, brata, drugiej babci i mój. Nie wiem, czy jest ciepło, ale widzę deski w słońcu. Nie wiem kto jest ze mną, ale słyszę męskie głosy w tym głos mojego taty. Gramolę się na wyspę z desek i mam na sobie kalosze. Ich koloru nie pamiętam. Czuję zapach drewna. Dla takiego małego – kilkuletniego dziecka – to nie lada zadanie, takie chodzenie po luźno rozrzuconych dechach. Nagle czuję jak w stopę coś mi się wbija i widzę, że nadepnęłam na gwóźdź. Nie pamiętam, żeby bolało. Ktoś mnie podnosi, a deska podnosi się wraz z moim kaloszem. Potem mnie sadzają na ziemi, a gwóźdź i kalosz nadal są połączone. Bardzo miło było być w kręgu zainteresowania. Ja, moja deska, mój gwóźdź, mój kalosz i moja noga.
Do domu, na którego podwórku działa się ta akcja, przeprowadziłam się jak miałam półtora roku. Do tego momentu dom był już wykończony. Teraz wiem, że człowiek nie pamięta sytuacji z tak wczesnego dzieciństwa. Więc ile tak naprawdę mogłam mieć wtedy lat? Mogłoby się wydawać, że to było wydarzenie traumatyczne, dlatego je zapamiętałam, ale szczerze, to pamiętam tylko, że tam było ciepło, interesująco i byłam zaopiekowana.
Niepewny grunt, uczucie, że daję radę, ciekawość tego co będzie i przede wszystkim ta pewność, że sobie poradzę. Nie, że nie wbije mi się gwóźdź w nogę, ale że nawet jeśli się wbije, sama albo z czyjąś pomocą znowu stanę na nogi. Teraz mówię, że coś mnie jara na tyle, że warto zaryzykować ?
Po co mi akurat „to” pierwsze wspomnienie?
A jakie jest Twoje?