Weekend majowy, dużo wrażeń i ciągle gdzieś mnie niesie. Z Warszawy do Poznania (311 km), z Poznania do Rakoniewic (74 km) jeszcze za kierownicą – następnie już na lawecie do Nowej Soli (60 km). Po zamianie aut – dzięki Bogu rodzice wyjechali na wycieczkę – już autkiem z lepszym silnikiem do Stoszowic k. Ząbkowic Śląskich (234 km), stamtąd Wrocław (80 km) i znowu do Nowej Soli (135 km). W środę nagłym porywem serca do Częstochowy o 3.50 zaraz po szalonej burzy, na Jasną Górę oczywiście A4 (325 km). Powrót kompletnie inną drogą trasami S8 do Wrocławia i S5 do Rawicza i dopiero „zadupiami” do Soli (337 km) – ze zmęczenia pomyliłam drogi pomimo włączonej nawigacji, za to odkryłam super trasę.
Dziś przyjechałam nieopodal miejscowości Rokitki, nad przecudnego koloru wody jezioro (60 km), ale za chwilę znowu do Soli (60 km), bo trzeba odebrać rodziców – wracają. A później jeszcze córkę z Zielonej Góry, bo przyjedzie pociągiem, by iść ze mną na jutrzejsze Święto Bzów. Jutro wracam do Poznania (134 km), a później do Warszawy (311 km).
Mało brakowało, a dziś pojechałabym na wzgórze Gosań koło Międzyzdrojów, bo tak zapragnęłam zobaczyć nasze piękne morze. Jednak widok tego jeziora wystarczył i okazało się, że nie przez przypadek, bo o g.16.00 chcę się stawić po moich rodziców.
Suma sumarum nie inaczej tylko podwójne oczko 2121 km.
Wydawałoby się:
– dzieci dorosłe (młodsze pod koniec kwietnia skończyło 18 lat!!!),
– mieszkanie w Poznaniu inwestycją na przyszłość,
– dom po Dziadkach w Nowej Soli wysprzątany, odświeżony, spalone podczas tego weekendu naprawdę sporo niepotrzebnych rzeczy i napracowałam się jak nie wiem co i wiem już, że go kupię i będę tam szczęśliwa,
– praca obecnie naprawdę spoko,
– prawie cztery dychy za pasem,
– spełnione marzenia o samorealizacji (tu oczywiście ukochany coaching) … i czego chcę więcej?
Wszystkiego! Dlatego mnie niesie. Mówię nieraz o czymś, a potem się rozliczam (nie tylko siebie – innych też bardzo często i niestety bywa, że bardzo surowo ) z PRAWDY. Co mówię, czego chcę, co robię, co myślę i co czuję. No i jak to jest, że wczoraj tak, a dzisiaj siak. Niedoskonale, nieidealnie.
A przecież każdego dnia życie na nowo robi zwrot o 360 stopni i jest nowy dzień, nowy czas, nowi ludzie i nowa choć tak samo moja PRAWDA. Jak zapytam swoją intuicję, jak jej nie zagłuszam, jak się jej nie boję, to naprawdę potrafię powiedzieć NIE i potrafię powiedzieć TAK nawet najtrudniejszym decyzjom, by godnie i szczęśliwie iść dalej w zgodzie ze sobą, bo:
– kocham być za kierownicą – taka jest prawda,
– kocham zmiany – taka jest prawda,
– a jeszcze bardziej prawdę o sobie – nawet jeżeli nie zawsze jest taka jak mi się wydawało – że czasem się boję, a wtedy trzeba mi mojego miejsca, gdzie wrócę i będę bezpieczna oraz niezmienna.
W ten weekend dużo się działo. Pojawiło się w nim wielu zupełnie przypadkowych ludzi, nie takich jak wcześniej myślałam. Młody chłopak z małym synkiem opowiedział mi historię tego jeziora ze zdjęcia, obcy facet z żoną pięknie zapytali, czy nie będzie mi przeszkadzało, że się rozłożą obok na tym małym skrawku ziemi i nie, nie przeszkadzali mi i byłam szczęśliwa, że koło mnie są.
Robię warsztaty o szczęściu i uczę ludzi o co w tym szczęściu chodzi i dziś chcę Wam powiedzieć, że właśnie o to niewyjaśnione, niewiarygodnie spokojne poczucie, które dziś mam patrząc na to jezioro.
Znajdzie się wiele osób, które powiedzą Wam jak powinna wyglądać PRAWDA. Słuchajcie tylko siebie. Tak mawiał mój Dziadek Józiu, który kochał mnie jak nikt inny i którego ja kochałam niezwykle bardzo, który nauczył mnie rozpoznawać drzewa, ptaki, zboża, jeździć do lasu, zbierać grzyby i w którego domu wkrótce będę miała swoje stałe miejsce – pamiętaj dziecko MOJA PRAWDA, TWOJA PRAWDA, GÓWNO PRAWDA. Amen 🙂