Warszawa zasypana śniegiem, w większości ulice odśnieżone i chodniki posypane piaskiem, więc koło południa wybrałam się pieszo na obiad do chińczyka. Wracając inną drogą trafiłam jednak na kompletnie oblodzony chodnik. Nie lubię. Śnieg ubity już tak, że jakbym się poślizgnęła, to połamane nogi albo trepanacja czaszki gwarantowane. Dopóki się dało szłam bokiem, po trawie i leżącym na niej śniegu, a kiedy się już nie dało, to zastosowałam najbardziej mi znaną metodę „na paralityka”. Jednak chociaż robiłam naprawdę małe, szurające kroczki, raz po raz wpadałam w poślizg i strach, że zaraz zaliczę wywrotkę był dość nieprzyjemny. Wtedy nagle przypomniał mi się podobny obraz z dzieciństwa i po prostu zaczęłam się ślizgać na butach. Nie dość, że szybciej dotarłam do domu, to jeszcze jaką miałam frajdę! Swoją drogą, pewnie inni ludzie patrząc na mnie też mieli 😊.
Dzieci podchodzą do wszystkiego z ciekawością, otwartością i odwagą. Nie wiedzą, że może się nie dać i nie znają ryzyka, więc próbują, aż do skutku albo blokady. Tak uczą się wszystkiego. Od nauki samodzielnego jedzenia i chodzenia, aż do wymuszania na rodzicach konkretnych zachowań. Też byłam dzieckiem. Nie raz stłukłam kolano, co nie było końcem świata i nie sprawiło nigdy, że się poddałam. Nieraz nawet „NIE” dorosłego tego nie sprawiło i próbowałam pomimo „NIE”.
Skąd więc dziś to mechaniczne myślenie, w kolejności:
– na pewno to ominę, a jak nie to …,
– będę bardzo ostrożna i jakoś powoli przejdę (najwyżej to dłużej potrwa),
– a dopiero na końcu (dobrze, że w ogóle!) mogę szybko i łatwo tylko z otwartością i odwagą dziecka.
Tak się dzieje, bo z automatu przypominam sobie od razu to co mi nie wyszło, co zagraża, czego unikać. Trzeba dystansu, wolnego umysłu, by pomyśleć z radością i ciekawością dziecka: „O! Lód! Jaki lśniący?!” Jakbym wchodziła na niego po pierwszy raz w życiu, a nie setki razy z różnymi efektami.
W święta obserwowałam mojego bratanka jak układał klocki lego na stole w pokoju. Nowe kocki, które dostał w prezencie. Choć ma tych kloców już bardzo dużo, a układanie nowych wcale nie jest takie łatwe, miał na buzi uśmiech i był ciekaw co z tego wyjdzie.
Mam jeszcze sporo przed sobą śliskich gruntów. Na niektóre celowo w ogóle na nie wkraczam, tylko od dawna czekam. Sama nie wiem na co czekam, pewnie czekam, aż wzrośnie temperatura i śnieg stopnieje 😉
Kibicujcie mi, bo w 2019 wyruszam na wyprawę – na co najmniej kilka z nich – z wyprawką z ciekawości, otwartości i odwagi. Też się wybierzcie!