Wstałam wczoraj po szóstej, pomimo urlopu, bo lubię wschody słońca. W moim domu, z dębami od wschodniej strony, pojawia się ono we wnętrzu nieco później, więc poszłam zrobić sobie kawę. Okazało się, że w kuchni słońce już było widoczne spomiędzy gałęzi. Usiadłam z kawą przy otwartym oknie, straciłam poczucie czasu, siedziałam prawie godzinę.
Wieczorem siedząc już pod dębami – w kierunku zachodu z kolei – rozpaliłam ognisko. Przyszedł sąsiad z góry i zapytał, czy może na nie popatrzeć. Odpowiedziałam, że jasne. Przedstawił się: „Olek, lat pięć”. Poprosiłam, by mówił do mnie Dominika.
– Dominika, a mogę przynieść szyszki na ognisko? – pyta.
– Pewnie – mówię.
Pięć minut i pięć obiegów Olusia później cały koszyk pełen.
– Dominika, a kto położył ten kamień na drodze? Mogę go przesunąć? – pyta.
– Nie dasz rady! – mówię – Masz pięć lat!
Ściąga buty, leci w piach, a minutę później kamień „przekulnięty” jest w inne miejsce.
– Dominika, a mogę Ci coś narysować? – pyta.
– Możesz” – mówię.
Patrzę… serce do góry nogami. Uśmiecham się. Widzi to, więc chce narysować coś jeszcze. Rysuje i pyta: „Co to?” Jak powiedzieć pięciolatkowi, że nie wiem?!
– Góra – mówię.
– No co Ty?! Nie widzisz, że to czołg? Z sercem i ogniem jak z ogniska.
Znowu się uśmiecham. Widzi i mówi, że skoro mi się podoba, to narysuje mi coś jeszcze, tylko żebym nie patrzyła. Rysuje. Jezu… znowu góra – myślę. Nauczona doświadczeniem mówię wprost, że nie wiem, a on na to: “Góra, tak jak chciałaś, a na niej wodospad specjalnie dla Ciebie.”
W jednej chwili ciepło w sercu, wzruszenie w oczach, uśmiech na mojej twarzy.
– Dominika? Olek Ci nie przeszkadza? – woła jego mama z góry.
– Nie! – krzyczę – Wręcz przeciwnie, pomaga.
Straciłam poczucie czasu, siedzieliśmy prawie godzinę. Dziś mam całe ramie w pieczątkach z buźką i zastanawiam się, po co tak dużo przebywam sama?
Dominika, do cholery?! Jak to możliwe, że dotychczas nie znalazłaś czasu na rozmowę z tym cudownym człowiekiem?!