No nie mam czasu!
Nie mam czasu, żeby wejść na tego bloga i coś napisać – to tak na dziś akurat, ale …
Nie mam też czasu przeczytać wszystkich książek, które leżą w kolejce do przeczytania, nie mam czasu spotkać się ze wszystkimi znajomymi, nie mam czasu pogadać z nimi przez telefon i nie mam czasu odebrać telefonu nawet, a później oddzwonić. To skoro tak, to jak niby miałabym wykonać inne takie również „chciane” przecież czynności, jak np. zadbać o lepsze odżywianie, więcej spać, ćwiczyć, pobyć z bliskimi, a nie tylko praca i praca?
Tak było jak miałam małe dzieci i później kiedy były większe. Kiedy studiowałam i kiedy już nie studiowałam. Kiedy chodziłam do pracy i miałam urlop. I teraz znowu – ciągły brak czasu. Taki trochę efekt lejka. Tyle maleńkich kryształków cukru jest do przesypania, że zaklinowały się i żadne innemu nie może ustąpić miejsca, a wtedy do słoika nic nie wpada. Zamieszałam więc w tym lejku i to trochę nieświadomie, bo postanowiłam nie robić nic, odpuścić, zaczekać. Nagle coś zaczęło wpadać. Wykonałam kilka telefonów, ugotowałam coś, odpoczęłam.
I tak to trochę jest, że w najgorszym nawet niedoczasie zdarza się, że ten czas jednak znajduję. Dla kogoś, dla czegoś, na coś, po coś. A skoro tak, to zapytałam samą siebie: Dla kogo? Dla czego? Na co? Po co? Co jest na tyle ważne, że dostaje czas. Co jest priorytetowe? Odpowiedzi są zaskakujące.
Robię dużo zdjęć. Żadne tam super idealne, zwyczajne fotki telefonem komórkowym. Ot zdjęcia chwil, które sprawiają, że się zatrzymuję. Mam wtedy czas, więc przejrzałam je dzisiaj. Baaardzo dużo zdjęć i to takich od przekrojonej cukini na mojej dłoni, tęczy, kupionych i zapakowanych prezentów, aż po ludzi, których spotkałam w tym tygodniu.
I aż się zastanowiłam …
To właściwie, czy ja dziś nic nie zrobiłam? Jak to, czego nie zrobiłam pchnęło moje „tematy” do przodu? I wreszcie jak to, co dziś zrobiłam zamiast tego, czego nie zrobiłam zrewolucjonizowało moje spojrzenie na czas?