Jesień w pełni, coraz zimniej i ciemniej, i jakiś czas to potrwa. To taka pora grabienia liści, zbiorów ostatnich owoców, grzybów, cudnych kolorów natury, ale przede wszystkim przygotowania się do zimy. I to wszystko w wielkim mieście, czyli grabić liści nie będę i zbierać owoców też nie. No to co? Książki, praca po pracy i smuteczki jesienne nieuniknione.
Żeby więc spędzać wolny czas także poza domem, pomimo słoty, zapisałam się na jesienny kurs uważności. Zwracam teraz uwagę na jeszcze więcej rzeczy i zauważyłam też kasztany. Te konkretne. Zebrałam w kupkę i patrzyłam na ich gładkość i połysk. Lubię. Kojarzą mi się z drewnianą podłogą w domu, ciepłą podłogą, taką po której miło się chodzi bosą stopą.
Jak moje dzieci były małe droczyłam się z nimi na różne sposoby, np. jak Kuba był nie w humorze i zależało mi, żeby sam przyszedł się przytulić mówiłam do niego: „Kubuś a Ty to chyba nie mój jesteś tylko z kasztana”. On na to „Jestem Twój Mamo! A czemu z kasztana?” „Bo masz takie brązowe oczy jak kasztan. A ja mam niebieskie. Zobacz”. „Twój Mamo jestem! Twój Kubuś!” I już siedział na kolanach przytulony i już wszystko było ok.
To szczegół, że potem przez 10 minut było dodatkowo drapanie pleców (ja nie wiem co faceci mają z tym drapaniem pleców), a także, że do dziś się zastanawiam, czy tylko ja takie pierdoły opowiadałam moim dzieciom?!?
Takie wspomnienie – jesienne wspomnienie – doprowadziło mnie to refleksji, że choć Kuba ma oczy brązowe – po ojcu, a Oliwia zielone – po dziadku – ojcu ojca, kompletnie inne niż ja, to jak patrzę w te oczy widzę cały świat. I siebie w środku też. Bardzo swojską, prawdziwą siebie.
Jesień w pełni, coraz zimniej i ciemniej, i jakiś czas to potrwa. Otulam się kołdrą uważności zagrabiając liście bezużytecznych, nieważnych tematów, których czas się pozbyć. Zbieram owoce ciężkiej pracy z tego roku, witam raz po raz trujaki, bo prawdziwki w tym roku nie obrodziły, podziwiam kolory otoczenia i przygotowuję się do zimy.
Skupię się na tym co ważne, posortuję doświadczenia zaplanuję kolejny rok, dogrzeję się, dopieszczę, nie zważając na to jak bardzo to różni się od tego co robię w innych porach roku. I docenię to co mam – siebie jesienną.