Mój syn adoptował pięcioletniego kota ze schroniska. Głupi pomysł – pomyślałam. Nie wiadomo co taki kot przeszedł, nie wiadomo jak będzie się zachowywał w domu. Kot – jak się okazało – był tam od kociaka – całe życie. Obcował tylko z innymi kotami, ludzi widywał zwykle na chwilę albo przez siatkę. Jak przyjechał do domu, chował się za zasłoną albo w szafie przez pierwsze dwa dni. Nasikał też na łóżko. Potem powoli zaczął się rozglądać po domu, jeść, załatwiać do kuwety. Aż w końcu zaczął podchodzić do nas. Jak szedł robił to dziwnie, stroił miny, wydawał dziwne dźwięki. Myślałam, że mnie ugryzie albo podrapie, ale nie zrobił tego. Jak go głaskałam, wzdrygał się śmiesznie i wił. Po prostu bał się podejść, nie umiał się zachować, bo nie wiedział jak, a jak już podszedł, odskakiwał nagle jak poparzony. Przyglądał nam się jak dziki. Po niespełna miesiącu kot śpi z nami, daje się głaskać nawet po brzuszku, domaga się jedzenia, burczy i miauczy uroczo. Jakby nigdy nie był w schronisku. Jest to najłagodniejszy i najradośniejszy kot jakiego w życiu widziałam. Dostał drugie życie.
Po rozwodzie przez wiele lat byłam jak ten kot. A ponieważ musiałam jakoś funkcjonować wśród ludzi, nauczyłam się zachowywać w miarę normalnie, a dopiero jak ktoś był niebezpiecznie blisko prychałam i zachowywałam się dziwnie. Wiem to dopiero teraz, z własnych wspomnień i dzięki opowieściom ludzi, którzy przy mnie byli. Niektórzy woleli się nie zbliżać, ale Ci co się zbliżyli uratowali mi życie. Dali szansę, bym nauczyła się zachowywać, mówić, myśleć na nowo. Teraz dam się nawet pogłaskać i potrafię kochać.
Nie wierzę, że każdy będzie chciał kota ze schroniska. Ale wierzę, że każdy może takiego kota zrozumieć, zamiast oceniać.
Nie ważne czy i ile czasu spędziłeś w schronisku, szklanej bańce, bajkowej wieży – z własnej winy czy winy innych ludzi. Możesz być znów szczęśliwy.
Pytanie czy chcesz?