Gdy byłam dzieckiem grałam na pianinie. Przez 6 lat, aż do ukończenia szkoły muzycznej. Lat żmudnych i trudnych z perspektywy dziecka. Nie dlatego, że nie lubiłam grać, tylko dlatego, że musiałam występować publicznie. Byłam zestresowana, zmęczona i bałam się, że to się nigdy nie skończy, bo zawsze będę musiała chodzić do szkoły muzycznej.
Szkołę ukończyłam dawno temu.
Nadal mam pianino i potrafię na nim grać.
Obecnie dość często występuję publicznie, bo to wpisane w pracę trenera i coacha.
A dziś byłam na spotkaniu wigilijnym fundacji, z którą współpracuję i oto co się wydarzyło …
W sali była niewielka scena. Na niej występował wspaniały zespół. Jak skończył wyszłam na środek pomieszczenia, nawiązałam do ich występu i przywitałam się. Ktoś poprosił, żebym wzięła mikrofon, więc wzięłam. Usłyszałam w nim swój głos i … zdenerwowałam się jak małe dziecko. Mikrofon jednak odmówił współpracy, a ja kontynuowałam wypowiedź już bez niego i wszystko dalej poszło dobrze jak zwykle. Później w rozmowie z koleżanką nawiązałam do tego. Powiedziałam nawet, że w życiu bym publicznie nie zagrała na pianinie. Sama aż się zadziwiłam swoją stanowczością, więc po przyjeździe do domu zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy aby na pewno się boję publicznie grać na pianinie?
Mam kuzyna, który znany jest z tego, że mówi: „Nie domyślaj się – sprawdź!” Bardzo Michała lubię, a jego spostrzeżenia i rady cenię, więc wzięłam telefon komórkowy, usiadłam przy pianinie i zagrałam fragment November Rain Guns N’ Roses, jednocześnie nagrywając film dla mojej koleżanki. Obejrzałam go natychmiast i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Strachy na lachy.